Mam dziś hektary, trzy może cztery,
a na nich rosną różne bajery,
lecz co mi po nich, gdy świat się śmieje
z małych gospodarstw, których tak wiele?
Lecą więc dzieci do obcych krajów,
nie chcą dorabiać się tak pomału,
marzą o chlebie z własnej pszenicy,
lecz polski produkt wciąż się nie liczy.
I tak im leci roczek za roczkiem,
nie mają nawet żalu i roszczeń,
gaśnie uczucie do własnej ziemi,
która się dla nich nadal zieleni.
A spekulacji nie widać końca;
- jak jest u matki, jak jest u ojca?
Co im przyniesie przyszłość na roli,
kiedy tak wiele w rządzie swawoli?
I znowu ciemność i znowu burza,
noc w niepokojach coś się przedłuża,
rodzi się słowo, za słowem czyny
- czy jesteś Polsko dzisiaj bez winy?
Ty mi powiadasz cicho do ucha
- nie bój się nocy, nie bój się jutra
powrócą dzieci z wielkiej podróży,
która już teraz sercu nie służy.
I tak nam lecą dni nieustannie,
nawet nie wiemy, czy były fajne,
gaśnie uczucie tak bardzo cenne,
a Wisła płynie, płynie niezmiennie.
24.10.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz